Dieta bezglutenowa jest wyzwaniem, nie ma co z tym stwierdzeniem dyskutować. Istnieją jednakże na jej temat mity, które należy obalić. Pierwszy jest taki, że jest to dieta „uboższa”. O nie, proszę Państwa, to dieta o wiele wiele bogatsza od takiej zwyczajnej z przysłowiowej szkolnej stołówki lub restauracji za rogiem. I to nie dlatego, że wymaga od nas używania egzotycznych dodatków, ale dlatego, że zmusza do poszukiwania.
Potem stopniowo zaczęłam odkrywać produkty i półprodukty inne niż to wszystko, co zawiera zwykłą białą mąkę. Okazało się, że są one równie smaczne, o ile nie smaczniejsze, a przede wszystkim zdrowe. Poza mąką pszenną istenieje jeszcze gryczana, kukrydziana, ryżowa, kokosowa, orzechowa, jaglana, owsiana, amarantusowa, kasztanowa… Wymieniać można by długo. Coż za bogactwo, prawda? Ja też jeszcze rok temu nie miałam pojęcia o istnieniu większości z nich. To nic, wszystko da się nadrobić i to szybko. 😉
Ciągnąc temat zamienników. Rozmawiając z ludźmi mam wrażenie, że większość je tylko chleb i ciasta 😛 Kiedy pada hasło „dieta bezglutenowa” pierwsze i zasadnicze pytanie zazwyczaj brzmi:
Nie chcę nikogo zanudzić lub zniechęcić 😉 a raczej zachęcić do walki o siebie i swoje zdrowie, jeśli takie ma zalecenia, więc na początek tyle mojej historii. W kolejnych postach będą ukazywać się kolejne etapy mojej walki o zdrowie m. in. za pomocą diety bezglutenowej, która jest jednym z warunków regeneracji jelit, aby zminimalizować objawy, ograniczyć rzuty lub pozbyć się choroby autoimmunologicznej (są to m.in. choroby tarczycy: choroba Hashimoto, choroba Gravesa-Basedowa, łuszczyca, stwardnienie rozsiane i wiele wiele innych!).