Zapach lodów, czyli zapach szczęścia
Moje dziecko lubi lody. Co ja mówię (a właściewie piszę)! 😉 Ono je uwielbia, kocha… wprost za nimi przepada. Każda zatem okazja, miejsce i każda pora dnia jest najlepsza, by loda zjeść, nawet jeśli w grę wchodzi śnadanie. 😉 Dużo więc wysiłku kosztuje całą rodzinę tłumaczenie, że nie zawsze można jeść lody, że to nie jedyna istniejąca na świecie przekąska ani też lekarstwo. Moje dziecko bowiem ostatnio zażyczyło sobie loda, żeby wyzdrowieć: „Jak pani da takiego lodzika, to chrypka przejdzie.”. Być może, ale wolałam tego nie sprawdzać na swoim dwulatku. 😉
Czasem też o nie poprosi i otrzymuje informację, że może dostać lody, ale kiedy je kupimy, kiedy wszyscy wrócą do domu, za godzinę w ramach powieczorku, etc. No i wtedy się zaczyna:
– Mamo, czy już jest ta godzina?
– Babcia, czy masz już lody?
– Mamo, czy możemy już jeść lody?
– …
– Mamo, czy już jest ta godzina?
– Babcia, czy masz już lody?
– Mamo, czy możemy już jeść lody?
– …
Na pewno potraficie sobie wyobrazić ilość pytań, które zadaje czekający na coś dwulatek. 😉
No i właśnie wczoraj S. miał obiecane lody od babci – do tego w prawdziwym pucharku!
Chodził i dopytywał, kiedy w końcu nadejdzie TA chwila. W końcu puka do drzwi pokoju dziadków. Słyszy, że może wejść, otwiera drzwi i mówi: „Babcia, ja tu już czuję zapach lodów!.” I jak tu nie dać? 😉
Z pozdrowieniami dla wszystkich wielbicieli lodów!