
Bardzo Lubię Wycierać: o rozszerzaniu diety dziecka
Dzisiaj post, na temat, który spędza sen z powiek chyba wszystkim rodzicom, a zwłaszcza mamom.
Mam na myśli rozszerzanie diety niemowlęcia. Przedstawię założenia i kilka rad praktycznych dotyczących metody BLW.
Od momentu narodzin dziecię jest karmione mlekiem, czy to maminym, czy butelkowym i jest to 100% wszystkich kalorii oraz płynów, które trafiają do brzuszka dzieciaczka. I tak przez… CO NAJMNIEJ pół roku, czyli do ukończenia 6-go miesiąca życia.Celowo napisałam „co najmniej”, ponieważ to nie jest tak, że pierwszego dnia rozpoczynającego się siódmego miesiąca życia mamy dziecku podać obiad / deser i dziecko ma się nim najeść. Nie, to może być początek zaznajamiania się z pożywieniem, JEŚLI dziecko jest na to GOTOWE.
Co to znaczy gotowe?
Gotowość do rozszerzania diety u dziecka objawia się na dwa sposoby. Pierwszym jest zainteresowane jedzeniem – dziecko patrzy z zainteresowaniem, gdy inni jedzą, sięga po zawartość naszych talerzy, dotyka jedzenia, manipuluje nim, próbuje wkładać do buzi, choć z trafianiem na początku jest różnie. 😉
Po drugie, kiedy dziecko siedzi samodzielnie lub potrafi usiedzieć w miarę stabilnie na kolanach rodzica / opiekuna, tak by sięgać sobie po jedzonko.
I od razu widać, że u większości dzieci początek siódmego miesiąca może okazać się zbyt wczesny do rozpoczęcia rozszerzania diety, głównie ze względu na niestabilne siedzienie, ale SPOKOJNIE! Dziecko nie umrze z głodu na maminym mleczku ani nawet na mieszance.
I tu pozwolę sobie na małą dygresję ze względu na LETNIĄ PORĘ, KTÓRA PODOBNO BYWA UPALNA. 😉 Nie trzeba dziecka dopajać – żadnej wody, herbatki czy (o zgrozo!) soczku. Mleko mamy jest tak doskonałą substancją, że dopasowuje się swoim składem do potrzeb dziecka. Kiedy trzeba – jest bardziej wodniste i poi, a kiedy trzeba, to bardziej treściwe i karmi.
Podobnie z mieszanką. I tutaj też spieszę z wyjaśnieniem, zwłaszcza dla mam, które mają kilka lat starsze dzieci i przy starszaku zalecano im wcześniejsze rozszerzanie diety. Prace nad mieszankami ewoluują, wiedza o laktacji też stale się rozwija. Skład mleka sztucznego również jest pełniejszy niż kilka lat temu, stąd, niezależnie od tego, jak karmione jest dziecko, dietę zaczynamy rozszerzać najwcześniej dopiero po skończonym przez dziecko szóstym miesiącu.
Jeśli mamy do czynienia z alergikiem, dietę rozszerza się NAWET po skończonym dziewiątym miesiącu.(zalecenia WHO, czyli Światowej Organizacji Zdrowia). Tak, nie trzeba trzeć oczu ze zdziwienia. Nie pomyliłam się. Otóż coraz częściej mówi się dziś o tym, że 80% naszego zdrowia jest w jelitach. Nowe pokarmy mogą zbyt obciążać nie do końca rozwinięty jeszcze układ pokarmowy, a tym samym w przyszłości spowodować kolejne problemy lub nasilić alergię.
Gotowi? Do startu… czyli jak się przygotować.
Po pierwsze… tylko spokój może nas uratować. To wielkie wydarzenie w życiu dziecka i ogromne przeżycie dla rodziny, która z wielkim skupieniem śledzi każdą reakcję naszego milusińskiego.
Po drugie, przygotuj się, że na początku dziecko nic nie zje. To nic. Ma się zaznajomić z nowym wyglądem, kolorami, a w końcu smakami tego, co podajesz mu na talerzu.
Po trzecie – NIGDY nie sadzaj do posiłku głodnego dziecka. Jeszcze sporo czasu upłynie, zanim Twoje dziecko zacznie jeść tyle, by zaspokoić głód. Nie bez powodu posiłki te nazywają się uzupełniającymi. Na początku najpierw podajemy posiłek mleczny, a dopiero po nim siadamy z dzieckiem do posiłku innego niż mleko. Jeśli dziecko będzie rzeczywiście głodne, to zamiast ze spokojem popróbować tego, co ma na talerzu, będzie się denerwować, ponieważ nijak to, co widzi nie kojarzy mu się jeszcze z jedzeniem. Nie ma też jeszcze pomysłu, jak to zjeść lub po prostu brak mu umiejętności, które trzeba dopiero wypracować.
START! BLW, czyli Bardzo Lubię Wycierać 😉
Nie bez powodu zatytułowałam ten post trzema słowami zaczynającymi się od liter BLW. Bowiem jest to skrót – nomen omen – wcale nie nowej ani też nie nowatorskiej metody polegającej na rozszerzaniu diety niemowlęcia i jednoczesnym procesie odstawiania od piersi (lub mieszanki). W języku polskim przetłumaczonej jako Bobas Lubi Wybór, z angielska brzmi ona Baby-Led Weaning.
O metodzie usłyszałam po raz pierwszy trzy lata temu na szkole rodzenia. Nie powiem, żeby idea mnie porwała. Zachwyciła za to Męża mego i chciał jej spróbować. Byłam nieprzekonana. Głównie ze względu na brud…. Szybko jednak znalazłam sposób w postaci bodziaków – brudziaków, które nie musiały się dopierać do czysta, służyły tylko do jedzenia i ciśnienie mi spadło. Spadało też jedzenie – na bodziaki, na krzesełko, na podłogę… Pies był całkiem zadowolony, ja mniej. Na pewno za to nasze podłogi w tym okresie były niebywale czyste, bo szorowane nawet 5 razy dziennie, czyli tyle razy, ile dziecko dostawało posiłków. 😉
Proponuję wziąć głęboki oddech i po prostu olać brudne łapki oraz podłogę pod
czas posiłku, bo odbierzemy dziecku i sobie całą frajdę. Po posiłku zdejmujemy bodziaka – brudziaka, dziecko do łazienki, żeby umyć twarz, ręce i nogi. Resztki zbieramy, podłogę przecieramy i gotowe. 🙂
Początkowy bałagan może załamywać. Można usłyszeć od „życzliwych” wiele kąśliwych komentarzy na temat wyglądu dziecka, marnowania jedzenia, itp. Ten okres wcale jednak nie trwa długo… A potem… siada taki 14-miesięczny bobas do wieczerzy wigilijnej i rodzina nie może oderwać od niego oczu, bo sam zajada pierogi z kapustą, czy rybkę. Brudne ma tylko rączki, jakaś jedna plama na kamizelce. A rodziców rozpiera duma. A potem…. przyjeżdża rodzina z daleka, siedzicie razem przy stole i Wasze półtoraroczne dziecko samodzielnie zjada owsiankę z owocami łyżeczką. Jest MOC. A potem…Wasz dwulatek obiera paluszkami cebulę, czosnek czy pieczarki do obiadu paluszkami. A potem…. Wasze 30-miesięczne dziecię kroi Wam prawdziwym nożem pomidory na kanapkę. A potem… chwyta za kredkę i choć ma jeszcze czas na wyrobienie prawidłowego chwytu, to i tak wiesz, że od pół roku robi to już w ten sposób, ponieważ BLW wspaniale stumulowało mu zmysł dotyku i dzięki temu trenowało małą motorykę dotykając różnych faktur, konsystencji pokarmu… A potem…. wchodzisz do kuchni, a tam widzisz przygotowany zestaw różnych mąk, wyciągnięte miski i słyszysz „Mamuś, zrobimy babeczki? Już wszystko przygotowuję! Mam ryżową i gryczaną. Kukurydzianą też trzeba?” 😀
Dlaczego to wszystko piszę?
Ponieważ w sieci od jakiegoś czasu głośno o BLW, ale mało czytam artykułów rzeczywiście pokazujących „głębię” tej metody oraz to, jak szeroko wpływa ona na funkcjonowanie dziecka w różnych sferach życia.

Przede wszystkim społecznej, ponieważ istotą BLW jest to, że siadamy do posiłku razem z dzieckiem i jemy to samo. Nie żartuję. W tej samej postaci. Przewaga nad papką? Oczywiście – nie mam na talerzu przed sobą jednokolorowej mieszaniny „czegoś”, ale zestaw różnych składników – gotowana marchewka w słupkach, różyczki kalafiora, kawałki gotowanego mięsa… Jeśli dziecku coś nie zasmakuje z tego zestawu, łatwo to wyłapiecie. W przypadku papki – dzieć pluje całością i nie wiadomo, co mu nie podchodzi.
To zarys założeń metody. Każdy, kto chce jej spróbować, powinien przeczytać książkę „Bobas Lubi Wybór. Twoje dziecko pokocha dobre jedzenie”, która najlepiej wyjaśni mu wszelkie wątpliwości. Autorkami „metody” oraz podręcznika są Gill Rapley i Tracey Murkett. Celowo słowo „metoda” ujęłam w cudzysłów, ponieważ przeciery to pomysł na wychowania ostatnich kilkudziesięciu lat. Wcześniej dietę rozszerzano właśnie w taki sposób.
Jestem teorytykiem i praktykiem tej metody jako mama 2,5-letniego dziecka. Choć sama byłam sceptyczna i czasem miałam chwile zwątpienia, to z całą odpowiedzialnością i przekonaniem stwierdzam, że naprawdę warto.
Nie dość, że dziecko szybko uczy się jeść samodzielnie, to bierze udział w przygotowaniu posiłków i sprzątaniu po nich. Uczy się, co jak wygląda, jak smakuje, co z czym można łączyć. Świetnie rozwija małą motorykę i nabiera samoświadomości – co lubi, a czego nie.
Przy okazji u nas nastąpił wywrót sposobu żywienia całej rodziny. Jemy zdrowiej. I nie tylko nasza nuklearna familia 2+1, ale także (siłą rzeczy) dziadkowie i bliscy znajomi. 😉 Jemy mniej soli, prawie nie słodzimy, a jak już to naturalnie, rezygnujemy z przetworzonego jedzenia. I nie stało się to nagle. Powoli, stopniowo, rzekłabym, że naturalnie i bezboleśnie.
A potem babcia gotuje rosół i słyszy: „E, babcia, nie dawaj kostek rosołowych. Lepiej lubczyk i kurkumę.” 😉
I jeszcze jedna bardzo ważna sprawa – dziecko naprawdę wie, ile potrzebuje zjeść. Zero „samolotów” z łyżeczkami jedzenia, zero nakłaniania. Oczywiście, jeśli dziecko potrzebuje pomocy, to należy mu jej udzielić, ale najczęściej radzi sobie samo i to tak, że dorosłym przysłowiowe oko bieleje. BLW uczy jak dziecku zaufać. 🙂
Dla każdego coś miłego!
RODZIC DECYDUJE: co i kiedy dziecko może zjeść. Dajmy mu zatem wybór zdrowych i odżywczych produktów.
DZIECKO DECYDUJE: czy w ogóle zje, a jeśli tak, to ile. I w ten sposób nabywa prawidłowych nawyków żywieniowych na całe życie.
P.S. Mimo, że post o rozszerzaniu diety, to tutaj można poczytać „Ważne informacje na temat karmienia piersią. Przewodnik dla rodziców” <klik>. Według mnie całkiem sensowny pdf do pobrania. 😉 Specjalnie nie mam się czego czepiać, porównując treści zawarte tu z zaleceniami WHO i LLL (La Leche Legue – ogólnoświatowa organizacja non-profit, która zajmuje się wspieraniem matek karmiących oraz poszerzaniem świadomości społecznej.)