bookmark_borderCiasteczkowe warsztaty „Ale Dzidziuś!” 3.01.2017 r.

Noworoczne warsztaty „Ale Dzidziuś!” były bardzo pracowite, zwłaszcza dla małych rączek. Poza tańcami, które zagościły na warsztatach jako stałe elementy, były także filcowe puzzle od Gadatkowych pomocy oraz małe co nieco, dzięki czemu warsztaty były po prostu… ciasteczkowe. 😉

Filcowe karty

Tuż po powitaniu, przy którym przypomnieliśmy sobie swoje imiona oraz wiek dzieci, a także pochwaliliśmy się prezentami, które pod choinką zostawił nam Aniołek, ruszyliśmy w tany. Oczywiście na początek  było „Kółko graniaste”, w którym najbardziej podoba się wszystkim przewracanie oraz buziaki i łaskotki, a potem „Poruszanka”. Następnie wszystkie maluszki otrzymały zestaw kolorowych filcowych kart o różnej tematyce – ubrania, kuchnia, biuro, warzywa i owoce, meble, zabawki lub pojazdy. Wnętrze kart jest wyjmowane. Dzięki temu może służyć do stymulacji dotykowej, nauki kolorów i poszerzania słownictwa u najmłodszych. Niektórzy poznawali je także od strony buzi, ale jak mówi twórczyni tej pomocy „Dobrze wiedzieć, że nie tylko moje dziecko je filc.” 😛 Z kolei wszystkie mamy, które martwią się o wkładanie przez ich pociechy przedmiotów do ust uspakajam: znajoma Logopeda powiedziała, że do 18 miesiąca życia zmysł smaku jest najważniejszym narzędziem poznawania świata, więc jeśli nie jest to niebezpieczne, pozwalajmy na to dziecku. 😉

Po tej porcji wiedzy teoretycznej znów troszkę się poruszaliśmy. Krasnoludek, który się nie wyspał potrzebował masażu brzuszka, a poza tym zima za oknem, więc rzucaliśmy śnieżkami, zjeżdżaliśmy na sankach i wpadaliśmy w zaspę, a wszystko oczywiście z piosenką 😉

Ciasteczkowe zabawy

Ponieważ „małe co nieco” było mamom zapowiedziane dzień wcześniej, wszyscy dorośli uczestnicy zajęć wiedzieli, czego się spodziewać. 😉 Mamy zatem z niecierpliwością wypatrywały reakcji swoich „Ale Dzidziusiów” na wjeżdżające na salę smakołyki w postaci bananów oraz różnych rodzajów płatków – owsianych, jaglanych, żytnich, orkiszowych…. 😉 Najpierw było kosztowanie banana. Co zostało po pierwszej konsumpcji, trafiało do miseczki, gdzie zostało zgniecione. Następnie dosypywaliśmy po łyżce różne rodzaje płatków wedle upodobań mam aż masa osiągnęła konsystencję pozwalającą na toczenie z niej kuleczek. Dzieci swoimi łapkami ochoczo robiły im „bam” i „plask”, by przybrały odpowiedni ciasteczkom kształt. Tak przygotowane ciacha wszyscy zabrali do domu, gdzie upiekli je w temperaturze 175 stopni w 10 min. i skonsumowali jako przekąskę. Jak donoszą mamy – smakowały, a niektóre Maluszki nawet nie chciały słyszeć o tym, by się podzielić! Jedna gwiazdeczka również je tuliła. 😉

Tak upłynęły nam pierwsze noworoczne ciasteczkowe warsztaty „Ale dzidziuś!” w 2017 roku. Większość zabaw, poza tanecznymi została uwieczniona na fotografiach. Więcej niż w poście można obejrzeć w galerii na końcu wpisu. 

Jeśli spodobały Ci się nasze zabawy i chciałabyś dołączyć do nas ze swoim Maluchem, to zapraszam na kolejne warsztaty już w najbliższy wtorek, czyli 24 stycznia. Napisz lub zadzwoń, by się zapisać. Wszystkie dane znajdziesz w zakładce „KONTAKT/WSPÓŁPRACA” <klik>. Możesz także skontaktować się ze mną przez fanpage bloga na Facebooku: www.facebook.com/AleZjawa

Pozdrawiam 🙂

Galeria zdjęć:

bookmark_borderLetnie ciasto jak ucierane w środku zimy :) :) :)

Za oknem zima… Trwa już jakiś czas i mnie, z natury ciepłolubnej istocie, tęskni się już za latem – słońcem, lekkim ubiorem, a przede wszystkim za OWOCAMI! Kolorowymi, świeżymi i soczystymi. A jak najłatwiej przywołać ciepłą letnią atmosferę? Dla mnie najprościej poprzez gotowanie i pieczenie. To pierwszy powód, dla którego przywołuję dzisiejszy przepis.
Drugi jest taki, że zawsze lubiłam ucierane ciasta. Niestety, odkąd jestem na diecie bezglutenowej, jeszcze takowego nie jadłam, gdyż z mąk, które pozostały mi do dyspozycji raczej wychodzą kruche wypieki niż jakiekolwiek inne. Kto próbował, ten wie 😛
Trzecim powodem jest inspiracja mojej wspaniałej koleżanki, która z powodu mojej diety sama z siebie specjalnie szuka przepisów, by miała mnie czym ugościć, kiedy przychodzę w odwiedziny. Marcelina, pozdrawiam i dziękuję! <3

Skoro już wszystko wiecie, możemy zabrać się do pracy. Gotowi?

Potrzebujemy:

  • BLENDER,
  • 300 ml oliwy z oliwek,
  • 6 jajek,
  • ok. 100 g ksylitolu,
  • 300 g zmielonych migdałów,
  • 150 g mąki kukurydzianej,
  • 2 łyżeczki proszku do pieczenia,
  • 1 łyżeczka sody oczyszczonej,
  • cała, niewoskowana cytryna,
  • ok. 350 g mrożonych borówek.

Wykonanie:

  1. Cytrynę wyszorować pod bieżącą wodą.
  2. Otrzeć z niej skórkę na tarce do miseczki.
  3. Wszystkie pozostałe składniki (oliwę, jajka, ksylitol, migdały, mąkę, proszek, sodę, skórkę z cytryny) włożyć do kielicha blendera i wszystko zmiksować na gładką, puszystą, jasnożółtą masę.
  4. Blaszkę wielkości 30 x 45 cm natrzeć tłuszczem.
  5. Wylać na nią ciasto i posypać zmrożonymi owocami.
  6. Piec w 175 stopniach z termoobiegiem ok. 30 min. do suchego patyczka. W zależności od piekarnika, czas pieczenia może być trochę dłuższy.
  7. Wyciskamy sok z cytryny.
  8. Po wyjęciu z piekarnika, jeszcze ciepłe ciasto nasączamy sokiem z cytryny.

Efekt smakowy jest niesamowity! Ciasto jak ucierane o świeżym, letnim aromacie, ale nie przesadnie kwaśne. po prostu rewelacja! Tak wyglądało moje ciacho tuż po nasączeniu sokiem. Jedna część jest bez borówek na życzenie Małego S.:

A to już stosik podany na stół:

Jeśli przeraża Was cena migdałów (mój Małż zrobił wielkie oczy w sklepie :-P), to zawsze można upiec ciasto z połowy proporcji. Jednak jest ono TAK PYSZNE, że nie warto dwa razy chodzić do sklepu, dwa razy wszystkiego mieszać, dwa razy myć blendera ani dwa razy czekać. Ciasto bezglutenowe, a mimo to jak najprawdziwsze ucierane w smaku! Warto się przekonać!

Smacznego!
P.S. oryginalny przepis zaczerpnęłam stąd <klik>, wprowadzając do niego kilka zmian.

 

bookmark_borderSałatka z kaszą i oliwkami

Zostałam ostatnio poproszona przez jedną z Czytelniczek o więcej przepisów na sałatki. Rzeczywiście, robię ich całe mnóstwo, ale jakoś zanim zdążę pomuśleć o wpisie, już nie ma czego fotografować, więc… po wpisie, bo bez zdjęć efektu nie ma co publikować, prawda?. 😛
Sałatki są wygodnym jedzeniem do zabrania ze sobą w pudełku do pracy, robi się je szybko, a do tego efektownie wyglądają na stole. Można także łatwo przemycić w nich różne zdrowe składniki, za którymi „solo” nie przepadamy. 😉
Dziś kolejne propozycja na sałatkę z kaszą. Do dzieła! 🙂

Potrzebujemy:

Warzywa:
1 większą marchewkę lub dwie średnie,
100 g białej kaszy gryczanej,
ok. 150 g zielonego groszku,
duża garść czarnych oliwek,
pół dużej cebuli lub jedna średnia.

Przyprawy:
sól
pieprz,
kminek mielony,
suszony lubczyk,
szczypta kurkumy.

Do dekoracji:
kilka czarnych oliwek.

Z sosów ja polecam majonez, a mój eM. ketchup, choć tak naprawdę żaden nie jest konieczny. 😉

Przygotowanie:

  1. Marchew ugotować na parze i pokroić w kostkę.
  2. Kaszę ugotować w lekko osolonej wodzie i wystudzić.
  3. Groszek rozmrozić i ugotować do miękkości, a w podbramkowych przypadkach, kiedy nie ma mrożonego, można odsączyć ten z puszki. 😛
  4. Cebulę pokroić w drobną kosteczkę i przelać wrzątkiem.
  5. Oliwki odsączyć z zalewy i pokroić na połówki.
  6. Wszystkie składniki włożyć do miski, pamiętając by zostawić kilka oliwek do dekoracji.
  7. Całość posypać kminkiem (na trawienie i przeciw wzdęciom), kurkumą, pieprzem i suszonym lubczykiem, a następnie wymieszać.
  8. Podawać saute, z majonezem lub ketchupem. 😉

Sałatka jest bardzo pożywna, ponieważ jest z kaszą. Może stanowić samodzielny posiłek taki jak śniadanie, kolacja, czy podwieczorek, może być również dodatkiem do wędlin, ryb czy jaj.
 Na początku posta foto mojego dzisiejszego śniadania, w którym właśnie tej sałatce towarzyszyły parówy. Oczywiście z dobrym składem. 😉

A dla wciąż nieprzekonanych do sałatki z kaszą, polecam wpis o właściwościach odżywczych białej, czyli niepalonej kaszy gryczanej <klik>. 🙂 Z kolei dla ciekawych, po co kurkuma, polecam ten wpis <klik>.

Pozdrawiam i życzę smacznego!

bookmark_borderPrzed Świętami obowiązkowo pierniczymy! :D

Z jakimi zapachami kojarzą się przede wszystkim Święta Bożego Narodzenia? Na pewno z zapachem gałązek świeżej choiny, migdałów, cytrusów… ale przede wszystkim z zapachem przypraw korzennych takich jak goździki, cynamon, imbir czy kardamon. Do tego często przed Świętami budzą się w nas różne dziwne instynkty jak na przykład ten… samoporządkowy, przy którym zdarza się niektórym gadać od rzeczy, czepiać o różne drobizgi, czyli ogólnie rzecz ujmując… „pierniczyć”. 😛 My pierniczymy nałogowo od pierwszych małżeńskich Świąt i mam nadzieję, że tradycję tę utrzymamy, a nawet przekażemy kolejnym pokoleniom. A co!

Jak się domyślacie, wcale nie mam na myśli przedświątecznych kłótni, zwad i przegadywania się, a oczywiście pieczenie świątecznych ciesteczek, czyli pierniczków. Oczywiście słodkich, acz bezcukrowych i oczywiście bezglutenowych, co by matko-żonka hashimotka również mogła się nimi nacieszyć. 😉

Chcecie poznać naszą recepturę? W takim razie do dzieła. 

Potrzebujemy:

  • 1,5 kg mąki gryczanej (można zmieszać też inne gatunki, np. 1 kg gryczanej i 0,5 kg kukurydzianej),
  • 0,5 kg miodu,
  • 0,5 kg masła,
  • 8 jaj,
  • 1/4 litra mleka (ja daję kozie),
  • 4 czubate łyżki kakao,
  • przyprawa do pierników lub samodzielnie zrobiona mieszanka cynamonu, kardamonu, imbiru i goździków wedle swoich preferencji smakowych,
  • 3 łyżeczki sody oczyszczonej,
  • szczypta soli.

Przygotowanie masy:

  1. Miód i masło roztopić w rondlu.
  2. Zagrzać mleko, rozpuścić w nim kakao i wymieszać ze stopionym masłem i miodem.
  3. Otrzymaną masę odstawić do ostudzenia.
  4. Przesiać mąkę, sodę i przyprawy, a następnie wymieszać ze sobą w oddzielnej misce.
  5. Oddzielić białka od żółtek.
  6. Białka ubić ze szczyptą soli na sztywną pianę.
  7. Żółtka połączyć z przestudzoną masą.
  8. Połączyć wystudzoną masę z mąką.


  9. Dodać z pianę z białek i dokładnie wymieszać.

    Jak widać, kot nadzorował naszą pracę. 😉

    Tak wygląda gotowa masa przed chłodzeniem:
  10. Wstawić do lodówki na 6 godzin. Piekę te ciasteczka już kilka lat i testowałam już długość chłodzenia na różne sposoby: da się zrobić pierniczki i po 4 godzinach, i po całej nocy w lodówce. Jeśli chcecie robić wcześniej, to polecam od razu dać więcej mąki, żeby masa była mniej lepka.

    Tak wygląda masa po wyjęciu z lodówki. Tym razem chłodziła się całą noc:

Tak upłynął wieczór i noc, więc… od rana pierniczymy!

  1. Wyjmujemy masę z lodówki.
  2. Rozkładamy stolnicę lub robimy duuuuużo miejsca na blacie kuchennym i w okolicy. 😛
  3. Przygotowujemy wałek, foremki, formy, nożyki do wycinania kształtów i mąkę kukurydzianą do podsypywania.

    Oto nasz rynsztunek:

  4. Odrywamy kawałki ciasta wielkości pięści, oprószamy je z każdej strony mąką.
  5. Kładziemy na stolnicę również posypaną mąką.
  6. Wałkujemy na grubość kilku milimetrów (wedle upodobań).

  7. Wycinamy różne kształty i układamy ciasteczka na blasze.


  8. Pieczemy ok. 7 min. w temp. 175 stopni z termoobiegiem. Czas pieczenia jest zależny od grubości ciasta oraz piekarnika, ale po pierwszych dwóch partiach już każdy będzie wiedział, ile czasu potrzebują jego pierniczki. 🙂
    Większe i grubsze choinki w silikonowych formach ja piekłam 15 min.

Tak wygląda nasze rodzinne dzieło. STOP! Tak wyglądało…

Do Świąt jeszcze kilka dni. Warto przywołać odświętną, ale ciepłą atmosferę Bożego Narodzenia właśnie przez rodzinne przygotowania pełne słodyczy i pięknych zapachów. Z The Wally Family pracował dzielnie nawet nasz nowy domownik – Kot, co widać na jednej z powyższych fotografii. 🙂

To co? Jutro wszyscy pierniczymy? 😉 Ja nie mam wyjścia, ponieważ zeszłotygodniowy wypiek, którym się tu chwalę jest już w szczątkowych ilościach! 😛

A czy Wy pieczecie świąteczne ciasteczka? Kto pochwali się fotką? Zapraszam! 🙂

 

 

bookmark_borderBezglutenowe kruche ciasteczka owisano – ryżowe

Mój Małż uwielbia kruche ciasta i ciasteczka. Odkąd się pobraliśmy, chodził i prosił, by mu takowe robić. Ja z kolei nigdy za nimi nie przepadałam, ponieważ się sypały i denerwowały mnie okruszki, dużo okruszków, wszędzie okruszki 😛 Nie mniej jednak, jak to kochająca żonka, w końcu uprosił i zrobiłam. Niespodziewanie wyszło tak pysznie, że już nie mogłam sie opedzić od próśb o więcej…
W końcu nadszedł jednak kres tym wypiekom, ponieważ przeszłam na dietę bezglutenową. 😛  Przesłam piec cokolwiek z mąk zawierających gluten, więc o kruche ciasto już mnie Małż nie prosił. Jednak pewnego pięknego dnia pojechaliśmy na obiad do Teściowej, gdzie czekały na nas (!), rozumiecie?! Na mnie czekały na deser bezglutenowe kruche ciasteczka owsiano – ryżowe. No i wpadłam jak śliwka w kompot 😛
Po pierwsze okazało się, że bezglutenowe też może być kruche, po drugie okazało się, że smakiem te ciasteczka niczym (!) nie odbiegają od zwykłych kruchych ciasteczek glutenowych i jeśli ktoś by nie wiedział, to by się nie zorientował. Po trzecie…. sama zapałałam do nich pełną miłością od pierwszego kęsa!

Nie zostało mi nic innego jek wziąć przepis, nieco go ulepszyć pod względem doboru zdrowszych

Potrzebujemy:

2 szklanki bezglutenowych płatków owsianych,
2 szklanki mąki ryżowej,
15 dag oleju kokosowego,
3 jajka,
3 łyżki stewii lub ksylitolu,
szczypta soli,
1 łyżeczka sody oczyszczonej.

To proporcje na około 35 ciasteczek.

Przygotowanie:

  1. Wymieszać suche składniki: płatki, mąkę, słodzidło, sól i sodę.
  2. Rozpuścić olej kokosowy.
  3. Wlać płynny olej do suchych składników i wymieszać wszystko dokładnie łyżką.
  4. Dodać jajka i już ręką wyrobić ciasto. Jeśli jest zbyt lepkie i nie chce odchodzić od ręki, trzeba podsypać mąką lub płatkami. Ja preferuję płatki, ponieważ są zdrowsze. 😉 Jeśli ciasto jest sypkie i nie chce się kleić, trzeba dodać jeszcze trochę rozpuszczonego oleju lub dodatkowe jajko.img_20161112_103157
  5. Kiedy mamy już wyrobione ciasto, wilgotnymi dłońmi odrywamy niewielkie kawałki i w dłoniach toczymy w nich kulki. Utoczone kulki kładziemy na blasze i rozpłaszczamy je. Jest to genialne zajęcie dla małych rąk kuchennego Pomocnika mamusi. 😉
    img_20161112_103931
  6. Można na środku każdego ciasteczka położyć migdał, rodzynkę lub żurawinę, wtedy wygląd ciasteczka będzie urozmaicony. 😉img_20161112_104042
  7. Pieczemy je ok. 15 min., w temeraturze 175 stopni z termoobiegiem.

 

Tak wyglądają gotowe ciacha po upieczeniu:
img_20161112_131840

Smakują o wiele lepiej niż wyglądają. 😉 A czy Wy lubicie kruche wypieki?

Pozdrawiam! 🙂

bookmark_borderProste i szybkie placuszki z cukinii

Mam w ogródku niedużą grządkę. Muszę zatem co roku dobrze zaplanować, co  i gdzie na niej posieję lub wsadzę. Jest to o tyle fajne, że nie nudzi mi się nigdy jej zawartość, bo nigdy nie ma na niej tego samego. Zawsze jednak muszę znaleźć mniejszy lub większy kawałek miejsca na jedno warzywo: grządka bez cukinii u nas po prostu nie istnieje. 🙂

Ten sezon był w tym względzie zupełnie nietypowy, ponieważ zazwyczaj już na początku lipca mogę cieszyć się swoimi pięknymi zielonymi plonami tego warzywa, a tymczasem… w lipcu wciąż był tylko kwiaty. Oj, dużą cierpliwością musiałam się wykazać! Za to w jesieni miałam tyle cukinii, że aż musiałam rozdawać, bo przerobić nie byłam, a właściwie wciąż nie jestem w stanie. Tym sposobem jadamy cukiniowe ciacho <klik>, jemy cukinię grillowaną jako przekąskę, zaczynamy obiad cukiniową zupą, a na drugie danie mamy cukiniowe placki…. Prawie jak w tym wierszyku o robaczku, który nie chciał już więcej jabłuszek 😛 Na szczęście u nas nie wszystko z wymienionej listy jest codziennie. Ufff…. 😉

Cukinia to warzywo bardzo łatwe w uprawie. Wymaga co prawda w miarę żyznej ziemi, ale poza tym już tylko nawadniania. Jest odporna na warunki pogodowe i choroby. Jest bardzo efektowna do uprawy na grządce, bo bez większych zabiegów rośnie naprawdę duża, a do tego może być zielona, pasiasta lub żółta, więc dzieciom bardzo się podoba.

Jaka siła w cukinii drzemie?

Cukinia jest warzywem lekkostrawnym, o delikatnym smaku, więc świetnie nadaje się już dla malutkich dzieci. Co ciekawe warzywo to praktycznie nie gromadzi w sobie metali ciężkich! Ze względu na zawartość kwasu foliowego, cukinia jest wskazana dla kobiet ciężarnych.

W skórce cukinii znajduje się beta-karoten, kwas foliowy, witamina C, wapń, potas, a także takie rzadkie pierwiastki jak mangan i selen! W całym warzywie znajdziemy witaminy C, A, K, witaminy z grupy B, wapń, magnez, potas, cynk, fosfor i żelazo. Cukinia zawiera także substancje o działaniu alkalizującym, czyli neutralizującym, więc jest dobrym składnikiem diety dla osób z problemem nadkwasoty żołądka.

W większości warzywo to składa się z wody, dlatego jest niskokaloryczne i zalecane przy odchudzaniu – 100 g ma tylko ok. 16 kcal.

Jej zastosowanie w kuchni jest baaaardzo szerokie – od grillowania, przez nadziewanie, sałatki, zupy do placuszków i ciast. 🙂 Ja mam nawet wśród przetworów na zimę cukinię „na słodko”, która smakuje jak… ananas!

Dziś przedstawię Wam przepis na szybkie i oczywiście bezglutenowe placuszki cukiniowe.

Potrzebujemy:

jedną średnią cukinię,

niedużą cebulę,

3 jajka,

kilka łyżek mąki gryczanej,

trzy łyżki mąki ryżowej,

pół szklanki wody,

przyprawy: sól, pieprz, suszony lubczyk, suszona zielona pietruszka, estragon, kurkuma,

olej do smażenia.

Przygotowanie:

  1. Cukinię umyć (można obrać ze skórki, jeśli jest sklepowa, ale jeśli „swojska”, to lepiej zostawić, bo w niej jest dużo wartości odżywczych),wykroić środek i zetrzeć na grubych oczkach.
  2. Cebulę obrać, pokroić w drobną kostkę i dodać do cukinii.
  3. Wbić jajka, dodać wodę i wymieszać.
  4. Dodać po trzy łyżki mąki ryżowej oraz gryczanej i znów wymieszać. Jeśli masa nie pochłonęła całej wody, dodawać po łyżce do skutku mąki gryczanej. 🙂
  5. Doprawić do smaku solą, pieprzem, lubczykiem, pietruszką, estragonem i kurkumą.img_20161103_080316
  6. Smażyć na rozgrzanej patelni po kilka minut z każdej strony i pałaszować ze smakiem. 🙂img_20161103_084710img_20161103_084616img_20161103_084600

A jakie są Wasze pomysł na wykorzystanie cukinii?

Pozdrawiam! 🙂

 

bookmark_borderSzybka kolacja – wykwintna wątróbka

Tempo życia mamy ogromne, zapotrzebowanie na większą ilość czasu i szybkie posiłki rośnie. Z tego też powodu, uwielbiam potrawy, które można przyrządzić w kwadrans. Lubię jednak, by były to posiłki na ciepło, zimna płyta nie zadowala mojego brzucha tak dobrze. 😛 Stąd też dziś przedstawiam przepis na mega szybką, a jednocześnie bardzo wykwintną potrawę, której żaden kucharz się nie powstydzi. Co ciekawe, smakuje nawet tym sceptycznie nastawionym do owoców w wytrawnych daniach. Dziś:  wątróbka z żurawiną.

Wątróbka, żurawina i cebula

Dzienne zapotrzebowanie na żelazo u kobiet wynosi 18mg, u mężczyzn 12, a w 100 g wątróbki jest go aż 10 mg! Warto ją jeść? Warto! Poza tym, zawiera ona cynk, który jest ważny dla prawidłowego funkcjonowania układu immunologicznego i powstawania odpowiedniej ilości testosteronu, kwas foliowy, witaminę A, witaminy z grupy B i białko, a do tego jest naprawdę tania.

zurawinaW naszej potrawie mamy także suszoną żurawinę, a to również bomba zdrowia, której w naszej diecie powinno być dużo. Zawiera witaminy C, E oraz z grupy B, poza tym sód, potas, fosfor, wapń, magnez, żelazo, cynk, miedź. Owoce żurawiny mają działanie antybakteryjne i przeciwgrzybiczne. Jest źródłem przeciwutleniaczy, więc stosuje się ją w profilaktyce chorób serca, miażdżycy, pomaga utrzymać odpowiedni poziom „dobrego” cholesterolu. Ponadto pomaga w walce z infekcjami dróg moczowych, wrzodami żołądka, czy chorobami dziąseł.

cebulaNo i na koniec powszechnie znana i używana cebula. Zawiera witaminy takie jak: C, witaminy z grupy B, E, K, PP; ponadto minerały krzem, cynk, siarkę, wapń, sód, potas. Cebula jest niskokaloryczna, przyspiesza metabolizm i ułatwia trawienie, usuwa nadmiar wody z organizmu, obniża poziom cukru we krwi, ma działanie antybakteryjne i przeciwwirusowe. Ma działanie rozrzedzające krew, więc przeciwdziała zakrzepom, pomaga także w obniżeniu ciśnienia tętniczego. Cebula jest grzybobójcza, więc wspiera organizm po kuracji antybiotykami, pomaga też w zneutralizowaniu jadu po ukoszęniu komara czy pszczoły – wystarczy przyłożyć przekrojoną na pół cebulę do opuchniętego miejsca.

Co ważne? Cebula nie traci swoich właściwości w trakcie obróbki termicznej! Chyba, że smażymy ją bez pokrywki w smalcu. Nawet w oleju, ale pod przykryciem nie straci swoich właściwości.* 🙂
I jeszcze jedno – na surowo przy chorej wątrobie, nerkach czy zapaleniu jelit jest niewskazana, ale po obróbce termicznej już mogą ją spożywać wszyscy. 🙂
Ciekawostka za bonavita.pl: „Cebula jest również doskonałym lekarstwem na kaca. (…) Serwowana przez Francuzów w formie zupy była ukojeniem dla wracających nad ranem imprezowiczów.”

Z prostego przepisu na szybką kolację zrobił się wykład na temat właściwości zdrowotnych wątróbki, żurawiny i cebuli. 😛 Nie mniej jednak wracając do głównego wątku – wątróbka z żurawiną jest pyszna i zdrowa, więc zabieramy się za gotowanie.

Potrzebujemy:

-25 dag wątróbki drobiowej,
– mała cebula lub pół,
– garść suszonej żurawiny,
– łyżka oleju kokosowego,

– sól do smaku,
– śliwka i nektaryna do dekoracji potrawy.

To proporcja dla dwóch osób. 🙂

Przygotowanie:

  1. Wątróbkę opłukać, usunąć wszystkie błonki (ja wykrawam z zapasaem zwłaszcza te miejsca, gdzie mogą być resztki żółci) pokroić na mniejsze kawałki.
  2. Obrać cebulę i połowę pokroić ją w krążki.
  3. Rozpuścić na patelni tłuszcz i w nim podsmażyć cebulkę.
  4. Kiedy cebula będzie lekko zeszklona, dorzucić pokrojoną i osuszoną w ręczniku papierowym wątróbkę.
  5. Po około 2-3 minutach dodać suszoną żurawinę i wszystko razem dalej dusić mieszając co chwilę.
  6. W tym czasie nektarynę i śliwki kroimy na plasterki i układamy na talerzu.
  7. Wątrówbka z żurawiną jest gotowa po ok.10 minutach. Uwaga! Zbyt długie smażenie wątróbki również powoduje jej twardnienie, więc trzeba uważać, żeby nie „przedobrzyć”.
  8. Przekładamy zawartość patelni na talerze i solimy dopiero tuż przed podaniem. Inaczej wątróbka również zrobi się twarda!

img_20160921_200112

Ot i cała filozofia smażenia wątróbki. Potrawa szybka, tania i elegancka. Co więcej – bardzo zdrowa.
Życzę zatem:

SMACZNEGO!

 

*Źródło: Fragment o cebuli z „Wykładu o sposobie żywienia i pielęgnowania organizmu ludzkiego”. O. Jan Grande, Łódź 1990.

 

bookmark_borderAmarantus – prawdziwa bomba!

Bardzo często w moich przepisach pojawia się amarantus. Był już na przykład tu <klik>, tu  <klik> i tu <klik>. Do tej pory jednak za każdym razem miałam na myśli tzw. popping, czyli ekspandowane ziarna tej roślinki. Ekspandowane, czyli poddane działaniu wysokiej temperatury oraz ciśnienia w specjalnym urządzeniu, dzięki czemu zwiększają swoją objętość. Można wtedy jeść je od razu bez żadnej obróbki termicznej. Wszyscy pamiętamy z dzieciństwa ryż „dmuchany”, prawda? To właśnie ta technologia. 😉

W tej chwili na rynku jest całe mnóstwo różnych ziaren dostępnych w tej formie. Z bezglutenowych to właśnie amarantus (inaczej szarłat), ryż, gryka, a także… osławiony popcorn, czyli kukurydza. Są też inne, ale zawierające gluten, więc nie dla osób, które go unikają: pszenica, orkisz, żyto. Naprawdę jest w czym wybierać.

Wrócę jednak do amarantusa

Jest to roślina nazywana pseudozbożem, ponieważ jej klasyfikacja botaniczna nie pozwala na zaliczenie do zbóż, ale nie będę bawić się tutaj w botanika i na tej informacji biologicznej poprzestanę. 😉 Jadalne są liście niektórych i nasiona innych gatunków tej rośliny (60% odmian to chwasty).

Amarantus jest bogatym źródłem ŻELAZA – ma go w sobie 5 razy więcej niż osławiony szpinak i jest źródłem bardzo dobrze przyswajalnego białka. Z minerałów, które zawiera należy wspomnieć jeszcze wapń, magnez, fosfor i potas. Zawiera witaminy z grupy B, oraz A, C i E.

Amarantus ma specyficzny smak. W pierwszej chwili wielu osobom nie przypada do gustu. Zwłaszcza smak gotowanych nasion, stąd lepiej zacząć od poppingu lub mąki. Ja dodaję jednego lub drugiego do wypieków po kilka łyżek. Dzięki temu zyskujemy lekko orzechowy aromat, który wielu zastanawia: co też to jest. 🙂 Poza tym, popping świetnie sprawdza się jako posypka do zup – kremów, panierka do mięsa, ryb czy też… bananów, a nawet dodatek do musli, itp.

Z nasion produkuje się wspomniany wcześniej popping, a także mąkę. Można kupić również nasiona przeznaczone do gotowania, które można wykorzystać do sałatek, zapiekanek i placuszków, na które przepis poniżej:

 

Porzebujemy:

3 jajka,
150 g ugotowanych według instrukcji na opakowaniu nasion amarantusa,
2 marchewki,
1 pietruszka,
por,

przyprawy – lubczyk, kurkuma, sól himalajska, pieprz,
olej do smażenia.

Wykonanie:

  1. Obrać marchew i pietruszkę.
  2. Zetrzeć je na grubych oczkach.
  3. Pokroić por na cienkie plasterki i dodać do startych warzyw.
  4. Dodać ugotowany amarantus i jajka.
  5. Wszystko dokładnie wymieszać.
  6. Doprawić do smaku ziołami oraz szczyptą soli i pieprzem.
  7. Rozgrzać olej na patelni i smakżyć niewielkie placuszki po kilka minut z każej strony aż będą rumiane.

placuszki

Smacznego! 🙂

P.S. wybaczcie brak fotki upieczonego stosiku placuszków, ale… nie zdążyłam jej zrobić, bo zniknęły!

bookmark_borderChleb bezglutenowy z… kaszy i … tylko kaszy!

Każdy, kto był / jest / próbował przejść na dietę bezglutenową na „dzień dobry” ma problem podstawowy, a jest nim CHLEB. Co ja teraz będę jeść na śniadanie? Co z kolacją? Jak zrobić kanapki do szkoły? Co zjem w pracy? To jest chwila, w której okazuje się, że… nasza polska dieta wcale nie schabowym, zasmażanoą kapustą i ziemniakami, a jednak… chlebem stoi! Sama na początku miałam ten problem, o czym pisałam tu <klik>.

Czym zastąpić chleb??? Najlepiej niczym i wtedy nie będzie rozczarowania smakiem, składem lub ceną bezglutenowych gotowych sklepowych produktów. One bowiem NIGDY nie będą mieć takiego smaku jak te z glutenem, więc nie próbujmy się go doszukiwać. Ponadto, sklepowe gotowce to często przysłowiowa tablica Mendelejewa i co prawda omijamy gluten szerokim łukiem, ale co z tego, jeśli zjadamy mnóstwo niezdrowych konserwantów, które z resztą wcale często nie smakują zbyt dobrze.

Czasem jednak ma się ochotę na tę osławioną kanapkę, do której chleb jest jednak niezbędny. 😉 Co wtedy?

Ja osobiście polecam chleb, który skłąda się z zaledwie dwóch składników i jednej przyprawy:
– kaszy gryczanej nieprażonej, tzw. białej,
– wody,
– soli.

Jak przyrządzić taki chleb?

  1. Płuczemy ok. 400 g białej kaszy gryczanej na sitku.img_20160902_090856
  2. Zalewamy kaszę wodą tak, by jej poziom był ok. 1 cm ponad ziarnami i zostawiamy na ok. 12 godz.img_20160902_090933
  3. Po tym czasie kasza spuchnie. Uzupełniamy wodę tak, by jej poziom był na równi z kaszą i zostawiamy na kolejne 12 godzin.img_20160903_083611
  4. Po tym czasie przekładamy kaszę do miski, dodajemy płaską łyżeczkę soli himalajskiej i wszystko bardzo dokładnie blendujemy.img_20160903_084154
  5. Przekładamy masę do keksówki.img_20160903_085007
  6.  Wkładamy masę do piekarnika i niech sobie tam leży kolejne 12 – 24 godz. Po tym czasie na masie zrobi się lekki „brzuszek”. Po 12 już można piec, ale jak poczekamy 24, to ciut bardziej wyrośnie.
    img_20160903_085003
  7.  Nie wyciągając chleba z piekarnika, nagrzewamy go do 200 stopni i pieczemy godzinę z termoobiegiem.
    Po tym czasie wyciągamy go z piekarnika i studzimy.

    Teraz pozytywna wiadomość dla wystrachanych. 😉 Chleb prezentowany na zdjęciu został przeze mnie zapomniany w piekarniku na 10 minut przed końcem pieczenia i piekł się… dwie godziny, czyli raz dłużej niż trzeba. Nic specjalnego mu nie dolega! Mimo to, można było skonsumować go bez obaw. Nawet się nie zwęglił 😛 Tylko pękł, ale biorąc pod uwagę możliwe konsekwencje, to i tak nic. 😛
    Miałam zrobić jeszcze fotkę ukrojonej kromki, ale nie zdążyłam, bo znikł w naszych brzuchach, zanim zdążyłam to zrobić. 😛

    Chleb z kaszy gryczanej lekko wyrasta, w środku ma charakterystyczne oczka od „wyrastania” w piekarniku przed pieczeniem. Jest też bardzo syty. Dwie kromki to wystarczający dla mnie posiłek!

img_20160904_090756

img_20160904_090805

 

Po wypróbowaniu przepisu, proponuję robić od razu dwa bochenki i ten drugi pokrojony na kromki zamrozić i wyciągać potrzebną ilość wedle zapotrzebowania. 😉 Chleb się nie kruszy, jest wilgotny, a skórkę ma chrupiącą.

Polecam! 🙂

bookmark_borderGofry dla amatorów czekolady! :D

Pisałam już o nich progu lata. Ponieważ jednak gofry to u nas bardzo popularna przekąska, drugie śniadanie, podwieczorek, a bywa, że i śniadanie lub kolacja… Eksperymentuję dużo z różnymi mąkami, mlekami roślinnymi i dodatkami. Dziś chcę przedstawić Wam nasze czekoladowe gofro-zwierzaki.

Potrzebujemy:

1 szklankę mąki gryczanej,
1 szklankę mąki kukurydzianej,
1 szklankę mleka kokosowego,
ok. 0,5 szklanki wody,
4 łyżki oleju,
3 jajka,
1 łyżeczka proszku do pieczenia lub sody,
3 łyżki ciemnego kakao,
słodzidło według uznania – ja osobiście podaję gofry z musem owocowym lub jakimś kremem, więc słodzidło nie jest konieczne, ale jak ktoś chce, to proponuję ksylitol, stewię, syrop klonowy, cukier kokosowy… 😉 To, co nie jest odwirowanym ze wszelkich wartości odżywczych białym, rafinowanym cukrem;

olej w miseczce do posmarowania płytek gofrownicy.

Przygotowanie:

  1. Rozbijamy dwa jaja i oddzielamy białaka od żółtek.
  2. Do miski z żółtkami wbijamy całe trzecie jajo, wlewamy mleko kokosowe i olej. Mieszamy.
  3. Włączamy gofrownicę, żeby się dobrze (!) rozgrzała.
  4. Dodajemy proszek do pieczenia, kakao i mieszamy.
  5. Po troszce dodajemy obie mąki i znów mieszamy. Ciasto ma mieć konsystencję gęstej śmietany. Dlatego, jeśli wyjdzie zbyt gęste, trzeba dolać trochę wody i dobrze rozprowadzić łyżką.
  6. Bierzemy się za drugą michę z białkami jaj i ubijamy je na sztywną pianę. Zazwyczaj robię to blenderem,ale… ostatnio odkryłam jaką uciechę ma Mały S. ubijając ją tradycyjną trzepaczką, więc oddałam mu to zadanie z radością. 🙂img_20160925_180317
  7. Kolejny krok to przełożenie piany do masy kakaowej po łyżce i delikatne jej wmieszanie do ciasta.img_20160925_180355
    img_20160925_184051
  8. Smarujemy płytki nagrzanej gofrownicy olejem za pomocą pędzelka i nakładamy ciasto łyżką na płytki.img_20160925_184005
  9. Po około 3-4 minutach otwieramy gofrownicę i sprawdzamy efekt 😉 Ja za pierwszym razem zawsze piekę tylko jednego gofra, żeby sprawdzić, czy mam odpowiednią temperaturę pieczenia oraz odpowiednio nasmarowane płytki. Jeśli gofry się nie dopiekają, trzeba jeszcze poczekać i dać szansę gofrownicy na osiągnięcie wyższej temperatury (światełka to nie wszystko, moim zdaniem ;)).
    Jeśli chcesz gofry chrupiące, to potrzymaj je chwilę dłużej, wtedy się przypieką, jeśli chcesz miękkie, to krócej. Dokłądny czas pieczenia zależy od mocy gofrownicy, ale o tym wspominałam już poprzednio <klik>.img_20160925_184100
  10. Gotowe gofry pałaszujemy ze smakiem. Najlepiej na ciepło, ale zimne też są całkiem w porzo. Dlatego robię zawsze więcej i oszczędzam sobie czasu na następny dzień. 😉img_20160925_184516

Życzę smacznego i pozdrawiam!  😊