„Ale dziecko! Ale mama!” po raz drugi – relacja
W miniony wtorek po raz kolejny w Buczkowickim Ośrodku Kultury odbyły się warsztaty z cyklu „Ale dziecko! Ale mama!”. Tym razem było nas jeszcze więcej niż poprzednio! Kolejne mamy z szerokimi uśmiechami wchodziły do sali, gdzie czekał drobny poczęstunek oraz mnóstwo atrakcyjnych dla dzieci przedmiotów – od maskotek misiów, słoni, Angry Birds…, przez instrumenty perkusyjne, materace gimnastyczne, po miski, łyżki, dzbanki i inne naczynia.
Jeszcze przed zajęciami trwała debata pt. „Kogo jest więcej – chłopców czy dziewczynek?”. Poprzednio było więcej chłopców, a tym razem…. mamy liczą, liczą…. a tu… NIESPODZIANKA! Same dziewczynki! 😉 Jednak po kilku minutach pojawili się również chłopcy, więc już w mieszanym składzie rozpoczęliśmy warsztaty.
Ale dziecko! Ale mama!
Pary: mama i dziecko zajęły miejsca na środku sali, gdzie kolejno się przedstawialiśmy – imieniem, wiekiem oraz… upodobaniami kulinarnymi naszych najmłodszych uczestników. A co! Zawsze to okazja, by się zainspirować przed kolacją. 😉
Po tym wstępie mogliśmy przystąpić do zabawy. Na początek uwielbiane przez dzieci misie, o których pisałam już poprzednio <klik>. Następnie trochę pomaszerowaliśmy w różne strony, przy okazji ucząc się liczyć do czterech. Kolejną zabawą było naśladowanie sposobu poruszania się różnych zwierzątek – kołyszącej się kaczki, ciężko chodzącego słonia, skradającego się cichutko kotka oraz hasającego po łące konika.
Original Play
Tak rozgrzani uczestnicy warsztatów zasiedli na materacach, by usłyszeć kilka słów o zabawie pierwotnej, czyli tzw. Original Play. Jest to forma zabawy zamiast rywalizacji. Autorem metody jest dr Fred Donaldson. Idea tego sposobu nawiązywania kontaktu pomiędzy dorosłym a dzieckiem zrodziła się z obserwacji swobodnej zabawy dorosłych, dzieci oraz… dzikich zwierząt. Nie będę się tutaj rozpisywać, nadmienię tylko, że chodzi głównie o zabawę na podłodze, naśladującą relacje dowolnie wybranego zwierzęcia oraz jego młodych.
Zabawy te służą obniżeniu poziomu stresu, redukcji poziomu agresji, oswojeniu z dotykiem (np. dla dzieci, które nie lubią przytulania), wzbudzeniu pozytywnych emocji, odprężeniu, rozwojowi umiejętności komunikacji, nawiązywaniu kontaktów społecznych, usprawnieniu motoryki dużej oraz małej, wzrostowi poziomu koordynacji ruchowej, poczucia równowagi i orientacji w przestrzeni. Po prostu całe mnóstwo korzyści!
Pierwszym krokiem był wybór zwierząt do naśladowania. My zdecydowaliśmy się na mamę psa i małe szczeniaczki. I tak mamy pieski tarmosiły swoimi nochalami szczeniaczki; małe pieski odwracały się na plecki, by łaskotać je po brzuchu, potem wdrapywały się na mamy, uczyły się szczekać, turlały się. Mamy „karciły” niesforne pieseczki za karczki, co – nie wiedzieć czemu – wywoływało u dzieci śmiech. Chyba było przyjemnie. 😉
Lanie wody!
Po tej porcji harców przyszedł czas na stymulację małej motoryki. Do akcji wkroczyły miski, dzbanki, lejki, łyżeczki i same rączki ciekawe wrażeń dotykowych. A co była w naczyniach? Beżowa asza, biała fasola i czarny mak. Sprawdzaliśmy, ile można nabrać na łyżeczkę, a ile zmieści się w misce. Co da się przesypać lejkiem, a co trzeba przełożyć łyżką lub ręką. Testowanie możliwości nie miało końca! Włącznie z robieniem mieszanek wszystkich składników. Była to świetna okazja do nawiązywania relacji z innymi dziećmi i mamami, ponieważ naczynia różniły się od siebie kształtem, kolorem, wielkością. Żeby więc sprawdzić możliwości innych, trzeba było się wymieniać.
Przesypywanie bardzo się podobało. Było ciekawe, twórcze, inspirujące… ale jeszcze więcej frajdy dało… PRZELEWANIE. Tak, tak. Kiedy tylko uprzątnęliśmy sypkie materiały, każdy mały uczestnik otrzymał w dzbanku lub misce cieplutką wodę. Poza przyborami wykorzystanymi wcześniej, dzieci używały jeszcze strzykawek. Poznały sposób nabierania do nich wody oraz wylewania jej strużką.
Ale gniot! 😉
Warsztaty „Ale dziecko! Ale mama!” oczywiście nie mogą się obyć bez pracy plastycznej. We wtorek wykonywaliśmy sensoryczne gniotki z baloników i mąki ziemniaczanej. Ponieważ mąkę umieszcza się w baloniku za pomocą lejka i patyczka, stwierdziłyśmy ze śmiechem, że wszystkie mamy spokojnie mogą od środy ubijać w domu śmietanę na masło. 😉 Kolejnym krokiem było wykonanie fryzur z kolorowej muliny, naklejenie ruchomych oczek oraz narysowanie pozostałych elementów twarzy. Gniotki były tak różne, jak uczestnicy zajęć – mniejsze, większe, chłopcy, dziewczęta, z krótkimi lub długimi włosami, uśmiechnięte, pokazujące zęby, a nawet języki! 🙂
Orkiestra
Następną atrakcją były instrumenty perkusyjne. Każdy maluszek wybrał sobie z naszej muzycznej skrzyni marakas, tamburyn, janczary, dzwonki lub kastaniety i wspólnie muzykowaliśmy. Najpierw na siedząco przy spokojniejszym akompaniamencie melodii „Menueta”, a następnie poderwaliśmy się wszyscy – dorośli i dzieci i tańczyliśmy wokół sali z instrumentami w dłoniach. Były wymachy, podskoki, obroty…
Po tym radosnym pląsie przyszedł czas na wyciszenie. Zatem mamy i mali uczestnicy warsztatów znów usiedli razem w kole, by poznać trzy paluszkowe wierszyki, o których pisałam wczoraj <kilk>. Cierpliwości wystarczyło nam na przetestowanie jednego o rodzinie i drugiego o sroczce na obu dłoniach. Natomiast trzeci o wiewiórkach został tylko zaprezentowany. Jednak każdy dostał do domu wydruk tekstów, więc myślę, że znajdzie się okazja, by nie tylko wszystkie przećwiczyć, ale i nauczyć się ich na pamięć. 😉
Foto relację z naszych warsztatów zawdzięczamy Joli Kędzior, która jest pasjonatką fotografii dziecięcej. Dziękujemy! :-* Więcej zdjęć z warsztatów w galerii poniżej.
Pozdrawiam serdecznie wszystkich uczestników warsztatów i zapraszam na kolejne już za kilka dni: we wtorek (26 lipca), w tym samym miejscu (sala wystawowa Gminnego Ośrodka Kultury w Buczkowicach), o tej samej godzinie (16.00).
Ale Zjawa