„A to feler…” – westchnął SELER! :)

Nie żaden feler, tylko roślina wspaniała, acz mało znana. A może nie tyle mało znana, co mało używana. Należy to zmienić. Już spieszę z wyjaśnieniem, dlaczego.

Można jeść go na surowo, duszony, gotowany, smażony czy zapiekany. Jest mało kaloryczny – w „internetach” różnie piszą: jedni, że w 100g łodygi jest ok. 5 kcal, inni, że 13 – której wartości by nie przyjąć: jest to bardzo mało, więc można go jeść, ile dusza zapragnie. 😉

Seler jest bombą witamin A, E oraz C – tutaj źródła też różnie podają, ale w zależności od pory roku i sposobu przechowywania, może mieć nawet dwa razy więcej wit. C niż cytrusy, nawet do 150 mg w 100g. Wywołane do tablicy witaminy A, E i C to antyoksydanty, chronią nas więc m. in. przed rakiem i pomagają zwalczać infekcje. Ponadto zawiera witaminy z grupy B oraz kwas foliowy.

Seler jest pełen cennych składników mineralnych. Na przykład potasu i sodu, które pomagają regulować gospodarkę wodną w organizmie, usuwać obrzęki, czy redukują ciśnienie krwi. Podobno już od czasów Hipokratesa roślina ta stosowana była jako środek uspokajający, kojący nerwy i redukujący stres.

Seler to dobre źródło wapnia, więc stanowi cenną broń w walce z osteoporozą (ok. 40mg w 100g).

Jest to roślina, która ma niesamowite właściwości oczyszczające organizm z toksyn, ułatwia trawienie tłuszczów, ponieważ wzmaga produkcję żółci. Ponadto poprawia persystaltykę jelit, czyli przesuwanie przez nie trawionego pokarmu oraz jego resztek w celu wydalenia z organizmu.

Nic, tylko zajadać. Zapraszam zatem na sałtkę, która swój wyjątkowy smak zawdzęcza właśnie selerowi naciowemu <klik>.

Pozdrawiam! 🙂

P.S. Podobno zwiększa potencję, stąd uważany jest także za afrodyzjak. Trzeba to sprawdzić! 😉